19.06.2013

Food (4) / Jedzenie (4) / Comida (4)

Food (4)
Today we would like to present something we really love in China. Fruits. Fresh, tasty, aromatic, tropical. Some of them are new, you don't know how to eat them. Some others you think you know very well, but after eating you get known the REAL taste. You discover that days of shipping them to your country make a giant difference. Bon apetit!

...................................................................................

Jedzenie (4)
Dziś chcemy zaprezentować coś co naprawdę kochamy w chinach. Owoce. Świeże, apetyczne, aromatyczne, tropikalne. Niektóre nowe, nie wiadomo jak je jeść. Inne doskonale znane, ale po zjedzeniu poznaje się PRAWDZIWY smak. Odkrywasz, że dni transportowania ich do twojego kraju robią ogromną różnicę. Smacznego!

............................................................
Comida (4)

Hoy nos gustaría hablaros de algo que nos encanta en China. Las frutas. Frescas, sabrosas, aromáticas, tropicales. Algunas de ellas son nuevas para nosotros, y ni siquiera sabemos como comerlas. De otras piensas que las conoces bien, pero luego de probarlas te das cuenta del sabor real que tienen, descubres que tras varios días de transporte hasta llegar a tu país la diferencia es notoria. Que aprovece!


----->>>>>  https://www.facebook.com/media/set/?set=a.469332236485268.1073741826.357100421041784&type=1&l=3cfde55af6





6.06.2013

To Be A Celebrity / Gwiazdą być / Ser una celebridad



To Be A Celebrity

Sometimes we laugh that in yangjiang we are celebrities. As we’ve already mentioned it is a small 2million city and in 8 months we’ve seen here maybe 10-15 foreigners. We know they are somewhere but maybe they hide…

So white people (and it’s not a racist comment. It is not a topic for discussion that we have a different skin colour. Besides capsular curiosity: touching our noses and eyes, comparing the skin colour and body parts, asking why are we fat/thin/tall, touching hair on the legs (its about Javi). Ad rem!) is an object of interest. We catch attention so much that we call ourselves celebrities. Today we will present few situations which prove our status.

1.       When we are shopping the shop assistants or the sellers on the street market are getting red, embarrassed, they are trying to say something in English and are almost jumping because of happiness when we say few words in Chinese
2.       Children and adults are shouting out “hello!” to us on the street and just after they have a satisfied-kid-face
3.       Everybody knows us. They saw us, heard about us, know where do we live and work, are telling legends about our good-looking appearance
4.       People - mostly students – are stopping us on the street to take a picture with us. Sometimes they can say “photo” in English and sometimes they only point at us, at them and their iphone
In the beginning it was weird for us, later even funny and now we already know whet they want just when they come to us after staring for a while.
We were wondering why do they do it. To show their friends there are “whites” in Yangjiang (it’s a bit like taking picture with monkey in the ZOO). In some point we realized they post those pics on their fcbk – weibo –and make a description like: “This is me and my new/best fiends”. And their social status rises 100%. But about “white people cult” we will tell you other time
5.       Everybody wants to help us, even if we don’t need it (but that’s a nice thing)
6.       Everybody wants to know us (connected to point 4.)
7.       Everybody pays for us: dinners, parties, etc.
8.       D. has her gruppies when she goes shopping. Seriously! D: when I do shopping on the cloth market there is a group of teenagers following me and checking what I choose
9.       We are being invited for some events only to show there some foreign faces (foreigner =higher event’s status). Recently we were on some new company’s opening celebration. Just needed to sit next to the table (with our name cards), enjoy and do nothing. They made us our business cards saying we were managers in that company! There was a Korean singer, popular actress from HongKong  and other famous singer-the actual government head’s wife. Moreover there were taking us everywhere by audi with chafer, taking million of pictures, inviting for dinner and giving us a hotel room for refreshing. And all of this cause the show must go on.
10.   They proposed us staring in an advertisement
Celebrities’ hard life. Seriously.
/translation: DM

_________________________________________
Gwiazdą być



Tak się trochę śmiejemy, że  w Yangjiang jesteśmy Celebrytami. Jak już kiedyś wspominaliśmy, jest to małe 2milionowe miasto i przez 8 miesięcy bycia tu widzieliśmy może 10-15 obcokrajowców. Wiemy, że inni gdzieś tam SA ale chyba się ukrywają.
Także widok białego człowieka (i nie jest to żaden rasistowski komentarz. Nie podlega dyskusji to, że jesteśmy innego koloru skóry. Pomijamy tu zwykłą ciekawość naszej inności: dotykanie naszych nosów i oczu, porównywanie koloru skóry i części ciała, pytanie dlaczego jesteśmy grubi/chudzi/wysocy, dotykanie włosów na nogach (to Javi). Do rzeczy!) wzbudza ogólne zainteresowanie. Na tyle duże, że nazywamy się cele brytami. Dziś przedstawimy kilka sytuacji, które to potwierdzają.
1.       Kiedy kupujemy coś w sklepie, ekspedientki czy sprzedawcy na targu czerwienią się, zawstydzają, próbują coś powiedzieć łamana angielszczyzną i niemalże skaczą z radości, gdy powiemy jedno zdanie po chińsku
2.       Dzieci i dorośli krzyczą nam „hello!” na ulicy po czym robią minę zadowolonego z siebie dziecka
3.       Wszyscy nas znają. Widzieli nas, słyszeli o nas, wiedzą gdzie mieszkamy, gdzie pracujemy i głoszą legendy o naszej wspaniałej aparycji
4.       Ludzie - głównie dziewczęta – zatrzymują nas na ulicy by zrobić sobie z nami zdjęcie. Czasem potrafią powiedzieć po angielsku „photo” a innym razem tylko pokazują na nas, na siebie i na swojego iphona
Na początku było to dla nas dziwne, potem śmieszne a teraz już tylko jak ktoś do nas podchodzi (po uprzedniej nieskrywanej „przyczajce”) już wiemy co chce.
Zastanawialiśmy się po co to robią. Żeby pokazać koleżankom, że w Yangjiang są biali (to tak trochę jakby robić sobie zdjęcie z małpą w zoo)? W pewnym momencie odkryliśmy, że oni te focie wrzucają na ichniego pejsa – weibo – i podpisują: „to ja i moi nowi/najlepsi znajomi” I ich status społeczny i popularność podskakują o 100%. Ale o kulcie białego człowieka kiedy indziej.
5.       Wszyscy chcą nam pomóc, nawet gdy tego nie potrzebujemy (to akurat jest miłe)
6.       Wszyscy chcą nas znać (związane z punktem 4.)
7.       Wszyscy nam stawiają obiady, imprezy, itd…
8.       D. ma swoje grup pies, kiedy robi zakupy. Serio! DM: Jak robię zakupy na ciuchowym targowisku to chodzi za mną grupa nastolatek i podpatruje co wybieram
9.       Zaprasza się nas na venty tylko po to, żeby pokazać obcokrajowców (biały=wyższy status przedsięwzięcia).
Ostatnio byliśmy np. na otwarciu pewnej firmy. Nasze zadanie polegało na siedzeniu przy stole (z imiennymi miejscami) i nicnierobieniu. Zrobiono nam wizytówki – że to niby jesteśmy managerami nowo-otwartej firmy. Siedzieliśmy obok koreańskiej piosenkarki, słynnej aktorki z Hongkongu i sławnej śpiewaczki, żony obecnego szefa Partii. Do tego wożono nas audi z szoferem, zrobiono milion zdjęć, zabrano na obiad i dano nam pokój hotelowy dla odświeżenia się. A to wszystko, bo przedstawieni musi trwać.
10.   Zaproponowano nam udział w reklamie

Słowem, ciężkie jest życie celebryty. Serio.
/ DM

______________________________________________________

Ser una celebridad

A veces nos cachondeamos de que en Yangjiang somos celebridades. Como ya hemos mencionado es una pequeña ciudad de 2 millones de habitantes y tan solo hemos visto 10-15 extranjeros. Sabemos que los hay pero parece que se esconden...

Así que los blancos (no es un comentario racista. Tampoco hace falta discutir que tenemos un color de piel diferente. Además he aquí una curiosidad: tocan nuestras narices y ojos, comparan el color de la piel y el cuerpo en general, preguntan por qué somos gordos/delgados/altos,  me tocan el pelo de las piernas.) somos objeto de interés. Hoy os hablaremos de algunas situaciones que prueban nuestro estatus.

1.       Cuando vamos de compras los dependientes se ponen rojos, avergonzados, intentan decir algo en inglés y casi que saltan de alegría cuando logramos decir un par de palabras en chino.
2.       Los niños y adultos nos gritan “hello” en la calle sin más.
3.       Todo el mundo nos conoce. Nos han visto, han oido hablar de nosotros, saben dónde vivimos y trabajamos, cuentan leyendas sobre nuestra buena apariencia física.
4.       La  gente -estudiantes en su mayoría- nos paran en la calle para hacerse una foto con nosotros. A veces tan solo son capaces de decir foto en inglés y a veces simplemente nos señalan y nos muestran su teléfono.Al principio nos parecía raro, luego incluso divertido.
Nos preguntábamos por qué lo hacían. Para enseñarles asus amigos que hay “blancos” en Yangjiang (es un poco como hacer fotos a los monos en el zoo). En cierto momento nos enteramos que cuelgan esasfotos en su Facebook chino –weibo- y hacen una descripción del tipo: “Aquí con mis nuevos mejores amigos”. Y su estatus social automáticamente sube un 100%. Pero sobre el culto al “hombre blanco” os contaremos en otro momento.
5.       Todo el mundo quiere ayudarnos, incluso cuando no lo necesitamos (pero eso está bien)
6.       Todos quieren conocernos (relacionado con el apartado 4)
7.       Todos o casi todos pagan por nosotros: cenas, fiestas, etc.
8.       D tiene sus grouppies cuando va de compras. En serio! D: cuando voy de compras en el mercado hay un grupito de adolescentes que me siguen y que miran que escojo.
9.       Somos invitados a algunos eventos solo para enseñar nuestras caras de extranjeros (foráneo = mayor estatus del evento). Hace poco estuvimos en la inaguración de una compañía. Solo teníamos qe sentarnos junto a la mesa (con nuestras trajetas de empresa), disfrutar y nada más. Nos hicieron nuestras tarjeta de empresa  y en ella se nos presentaba como mánagers de empresa! Había también una cantante coreana, una conocida actriz de Hongkong y otra cantante y actual esposa del primer ministro. Ahí es nada. Además, nos llevaron al evento en un audi potente con chófer, nos tomaron muchísimas fotos, nos invitaron a una cena y nos facilitaron una habitación de hotel para refrescarnos.
10.   Nos propusieron, y de hecho participamos, ser modelos para un catálogo de una empresa.
Vida dura la del famoso. No es coña.





27.05.2013

Cambodia / Kambodża / Camboya

Cambodia

To create a full description of our trip out of China we need to write also about Cambodia. We’ve spent there only 3,5 days because of few reasons.

After crossing the lao-cambodian border we were planning to get to the closest city, Stung Trang (so bigger village with an honor to be marked on the map) and from there we wanted to reach Siem Reap hitch-hiking. We got there much later than we’ve planned because of non-sense waiting on the border and more waiting until they located us into the bus. Moreover, the village happened to be a real VILLAGE (poor people, dogs, rubbish, made-of-some-wooden-pieces-houses, road’s dust and children screaming “hello!”), where maybe 10 cars in an hour were passing through the national road, what made catching a ride almost impossible.

Certainly, when there is a white tourist standing on the road without any reason there appear a bunch of “helpers” – men running guesthouses, transportation companies or just knowing someone who has one and they will offer their services with a ‘proper European’ price, of course… They lie a lot, so shouldn’t be trusted. E.g. saying that from their city there is no more busses to your direction today, for following day everything is already booked, so you don’t have any other choice as taking their offer.

Finally we’ve managed to catch a ride though for a colossal 5$ fee and we got to Kratie by bus filled with celebrating New Year Chinese people. From there, after spending night in a hotel for 3$ per person and being cheated by a men changing currencies for 10$, in the morning we set off to Siem Reap.

Now Cambodian transportation deserves it’s moment. Transportation companies offer mini-bus journey to the most touristy places, customizing prices according to traveler’s nationality and bargain skills. What’s more, they propose different standards: local (slow cheap bus), normal (for tourists) and VIP (for richer tourists). But in the matter of fact there is no reason to overpay cause after 100km we will be re-located from VIP bus to the older one (like our American friends) where we’ll meet tourists from all the ‘categories’. We - after such change – were put to overloaded 12-people van in 16 people and a rooster. Yes, there was a cock travelling with us and on every road’s rut we could here his terrifying‘cock-a-doodle-doooooo!’. He could do it quite often cause the main road is in a terrible condition. More ruts than in Laos and even crazier drivers.
And by this way you go through Cambodian villages, fields or a big ‘nothing’ (it’s a not a field, not a mellow  and it least until horizon line).
The transport is such a absurd that cannot even make you nervous. Just laugh all the time, with eyes wide open.

Siem Reap is a bigger village which developed thanks to tourists visiting Angkor Archeological Area. There is a complex of temples built between 9th and 13th century and forgotten after one of the wars when Khmer king was pushed to leave the city. And so, abandoned and forgotten for more than 600 years it connected with a jungle.

Monumental buildings had been discovered in ’80 and very fast it became a main tourist attraction in the area, appreciated by UNESCO. We mean Ta Phnom – temple covered with  giant trees roots, known for some of you from the Tomb Rider movie. To visit the whole complex you can rent a bike for 1$ per day. It’s located 6km from the city centre and the entrance fee is 20euro.
We don’t need to add that the buildings are incredible. Something different from what we can see in Europe and definitely a must-see in Southeast Asia.

During our visit we haven’t seen a lot in Cambodia, we’ve skipped the capital, Phnom Penh and the coast. It was caused by slow transportation and lack of time.

We met on the way people who fell in love with this country. Unfortunately, we are not one of those. Mainly local people and their will of squeezing us from every single dollar are reasons of that. Nevertheless, we don’t want to make prejudgements about Khmers, cause we were there too short and we think that all the people are different.
Definitely a big upside of Cambodia is (for tourists, not for the locals) it’s non-commercialization and only a slight westernization.

                                                            ………

Let’s admit sincerely that going to the third world countries (nicely called now ‘developing countries’) is going to make a ‘poverty tourism’, as we call it. (Un)consciously we want to see the dirt, poor people, the dust, children playing in mod and underfed animals and comment on with a short ‘Oh, god…’ or nodding.

Why? Maybe just to feel better? Maybe to help? To see a ‘raw’ world? Every traveler has his own reasons.

In those countries you can fall in love with something else than a luxurious hotels, art galleries, museums or crazy parties. The local people, their culture and cuisine are fascinating.
And there are a lot of fascinated people, as we can see in the annual visitors’ statistics in India, Latin America, Southeast Asia and Africa.
During those trips you learn to appreciate what you have. We appreciate that in Europe you won’t get infected with malaria by drinking a sink water. And we groove on our bathroom.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kambodża

Żeby stworzyć pełną relację z naszego wypadu poza Chiny trzeba jeszcze napisać o Kambodży. Spędziliśmy tam zaledwie 3,5 dnia z kilku powodów.

Po przekroczeniu granicy laotańsko-kambodżańskiej chcieliśmy dotrzeć do najbliższej „większej” miejscowości, Stung Trang, (czyli wioski, która zaszczycona została zaznaczeniem na mapie) i stamtąd zamierzaliśmy dostać się stopem do Siem Reap. Dotarliśmy tam jednak znacznie później niż planowaliśmy przez bezsensowne czekanie na granicy przez całą wieczność  a potem znów oczekiwanie aż nas załadują do odpowiedniego autobusu. Co więcej po dotarciu do wioski okazało się, że to wioska przez duże „W” (biedni ludzie, śmieci, sklecone z kawałków drewna domy, kurz z drogi osiadający wszędzie i krzyczące „hello!” kambodżańskie dzieci) to przez główną drogę przejeżdża tam ok. 10ciu samochodów na godzinę przez co złapanie okazji graniczyło z cudem.
Oczywiście, gdy biały turysta stoi na drodze zaraz otacza go cały wianuszek „chcących pomóc” – mężczyzn, którzy mają swoje pokoje gościnne, swoją firmę przewozową lub znają kogoś, kto ma i oferują swoje usługi, oczywiście po odpowiednio „zeuropeizowanej” cenie. Naganiaczom nie należy ufać, bo kłamią na potęgę. Mówią, że z danej miejscowości nie odjeżdża dziś już żaden autobus a na jutro już wszystko zabukowane i nie ma innego wyjścia jak tylko skorzystanie z ich usług.
Udało się nam jednak złapać stopa i za kolosalną opłatę 5$ od osoby dojechaliśmy vanem wypełnionym chińczykami celebrującymi nowy Chiński Rok do Kratie.
Stamtąd, po spędzeniu nocy w hotelu za 3$ od osoby i zostaniu oszukanymi przez okolicznego cinkciarza na 10 dolarów, ruszyliśmy do Siem Reap.

I  w tym miejscu na chwilę uwagi zasługuje kambodżański transport. Firmy przewozowe oferują podróż do najbardziej turystycznych miejsc dostosowując ceny do narodowości i umiejętności targowania się turysty. Do tego oferuje się różne standardy podróży: lokalny (tani, stary autobus), normalny (autokar turystyczny lub 12osobowy minibus) i tzw. VIP (bardziej luksusowy mini bus, z założenia jadący szybciej i klimatyzowany). Okazuje się jednak, że nie warto przepłacać, bo czy wybierzemy „normalną” opcję czy „VIP” po ok. 100km kierowca każe nam zmienić autobus, gdzie spotykają się wszyscy z różnych „klas”. My po takiej zamianie (uprzednio wybierając opcję standardową) jechaliśmy przeładowanym 12osobowym mini busem w 16 osób plus kogut. Tak, jechał z nami i na każdym wyboju wydawał z siebie pełne obawy „kukurykuuuu!”.
Miał ku temu okazję dość często, bo główna droga jest w fatalnej kondycji. Jeszcze większe koleiny niż w Laosie i jeszcze bardziej szaleni kierowcy. I tą właśnie drogą przemierzaliśmy wioski, pola i wielkie „nic” (ni to łąka, ni to pole, pustka ciągnąca się po horyzont).
Warunki transportu są na tyle absurdalne, że nawet się nie denerwowaliśmy a śmialiśmy przez cały czas, otwierając coraz to szerzej oczy.

Siem Reap to generalnie większa wioska, która rozkwitła dzięki turystom odwiedzającym Park archeologiczny Angkor.

Na powierzchni 60km2 znajduje się kompleks świątyń zbudowanych w IX-XIII wieku i zapomniany, kiedy to po jednej z wojen przywódca Khmerów zamuszony był opuścić miasto. I tak wyludnione i zapomniane na ponad 600lat zarosło dżunglą. Odkryte ponownie w latach ’80 XX wieku szybko stało się atrakcją turystyczną docenioną przez UNESCO. Chodzi tu głównie o Ta Phnom – świątynię okalaną korzeniami gigantycznych drzew, którą niektórzy mogą kojarzyć z filmem Tomb Rider.

Żeby zwiedzić świątynie można wynająć rower za 1$ dziennie. Angkor Wat znajduje się 6km od centrum miasta a 1dniowa wejściówka to koszt 20euro.
Nie musimy chyba dodawać, że budynki są imponujące. Zupełnie inne niż te, które widzimy w Europie. Jest to tez obowiązkowy punkt dla zwiedzających Azję południowo-wschodnią.

W czasie naszej wizyty, nie zwiedziliśmy w Kambodży wiele, pominęliśmy np. stolicę. Phnom Penh i wybrzeże. Spowodowane to było zbyt wolnym transportem i brakiem czasu.

Spotkaliśmy na naszej drodze osoby zakochane w tym kraju. My do nich, niestety, nie należymy. Wpłynęli na to głównie tubylcy i ich chęć wyciśnięcia turysty z każdego dolara. „Bo są biedni”, powiecie. Widzieliśmy biednych w Laosie i nikt tam nie zawyżał dla nas cen i nie próbował nas oszukać. Nie chcemy osądzać Khmerów, bo byliśmy w ich kraju zbyt krótko a poza tym traktujemy ludzi indywidualnie.
Zdecydowanym atutem Kambodży(dla turysty, nie dla lokalnej ludności, jak się domyślamy) jest to, że nie została jeszcze skomercjalizowana i „zadeptana” przez Zachód.
                                                          ………

Przyznajmy szczerze, że wybierając się do krajów 3go świata (nazywanych dziś ładnie „krajami rozwijającymi się”) jedziemy uprawiać „turystykę biedy”, jak to nazywamy. (Pod)świadomie chcemy zobaczyć biedę, kurz, brud, syf i ubóstwo, dzieci bawiące się w błocie i niedokarmione zwierzęta i komentować to wszystko krótkim „O, Jezu…” lub kiwaniem głową.

Dlaczego?
Może po to, żeby poczuć się lepiej? Żeby pomóc? Żeby zobaczyć świat „surowy”?
Każdy wybierając się tam ma swoje pobudki.

W tych krajach można zakochać się w czymś innym niż luksusowe hotele, galerie i muzea czy szalone imprezy. Fascynuje okoliczna ludność, jej zwyczaje, kuchnia, inność.

A zafascynowanych jest wiele, patrząc na to ile osób rocznie odwiedza Indię, Amerykę Łacińską, Azję południowo-wschodnią czy Afrykę.
W czasie takich podróży uczymy się tez doceniać to, co mamy. My doceniliśmy, że pijąc wodę z kranu w Europie nie możemy zarazić się malarią. I bardziej doceniamy naszą łazienkę.

/DM
...................................................................................................................................

Camboya

Para hacer una descripción completa de nuestro viaje terminaremos con Camboya. Estuvimos allí no más de 3,5 días por varias razones.

Tras cruzar la frontera de Laos con Camboya pensamos en llegar a la ciudad mas cercana, Stung Trang y desde ahí queríamos hacer autoestop hasta Siem Reap. Llegamos allí mucho más tarde de lo previsto por una espera sin sentido y más aún por la espera hasta que nos pusieron en el autobús. Ademas, la aldea resultó ser una auténtica aldea (gente pobre, perros, basura, casas hechas de madera, carreteras de barro y polvo, y niños chillando ”hello”), por donde quizá pasaban 10 coches por la carretera nacional, lo que hizo el autoestop misión imposible.


Desde luego ocurre que, cuando hay un turista blanco de pie en la carretera sin motivo aparente salen de la nada un puñado de samaritanos – hombres que dirigen pensiones, compañías de transporte, o que simplemente conocen a alguien que tiene una y que te ofreceran sus servicios con su correspondiente ‘precio europeo’, por supuesto...
Mienten mucho, así que no son de confianza. Por ejemplo, te dicen que desde su ciudad no hay más autobuses hoy hacia el destino para el cual te diriges. Y que para el día siguiente está todo reservado,así que no te queda otra mas que aceptar su oferta.

Finalmente, nos las apañamos para pillar un transporte por la colosal cifra de 5$ de tarifa y llegamos a Kratie en un bus lleno de chinos que celebraban el nuevo año.Desde ahí, y tras previa noche en el hotel por 3$ por persona, y tras ser estafados 10$ por un hombre muy majo, partimos por la manaña a Siem Reap.

Ahora el transporte de Camboya merece mención de honor. Las compañías de transportes ofrecen excursiones en minibus a los lugares mas turísticos, personalizando precios de acuerdo a la nacionalidad del visitante y sus habilidades de regateo. Aun más, te proponen diferentes estándares: local (autobus barato y local), normal (para turistas) y VIP (turistas con pasta). Pero el hecho es que no existe razón alguna para pagar de más porque tras 100 km.  el turista es reubicado en el más viejo y cutre (como nuestros amigos americanos) donde uno se encontrará con gente de cualquiera de las categorías mencionadas. A nostros, tras el cambio, nos pusieron en uno con capacidad para 12 personas, 16 más un gallo. Sí, un maravilloso gallo que nos acompañó y del que pudimos disfrutar durante todo nuestro recorrido su espantoso cacareo.
 Por el camino pasas por aldeas camboyanas, huertos o por en medio de la nada donde solo se puede apreciar la línea del horizonte.
El transporte es tan absurdo que ni siquiera te puedes poner nervioso. Simplemente te ríes,  y los ojos se te ponen como platos. Flipas, que se dice, vaya.

Siem Reap es el lugar que más se ha desarrollado gracias a la visita de los turistas al Área Arqueológica de Angkor. Se trata de un complejo de templos construidos entre el siglo IX y el XIII, y olvidados tras una de las guerras cuando el rey Khmer se vio obligado a su exilio. Y durante 600 años este complejo fue olvidado y abandonado fusionándose con la jungla.
Edificios monumentales fueron descubiertos ya en los 80 y rápidamente se convirtió en el foco de atracción turística del área, reconocida su grandiosidad por la UNESCO. Nos referimos a Ta Phnom, templo cubierto por gigantes raices de árboles y conocido por muchos por la película de Tom Raider.  Para visitar todo este complejo el visitatne puede alquilar un bicicleta por 1$/dia. Se encuentra a 6 kilómetros del centro de la ciudad y la entrada cuesta 20$.
Entendemos que no hace falta decir que los edificios y cada pedazo de roca son impresionantes. Algo diferente a lo que podemos ver en Europa y definitivamente visitra obligatoria en el sureste asiático.

Durante nuestra visita no vimos mucho en Cambodia, nos saltamos la capital y la costa. Las causas? La lentitud del transporte y la falta de tiempo.

Por el camino conocimos a gente que estaban enamorado del pais. Nosotros no somos uno de ellos. Las ganas de muchos locales de sacarte hasta el último dolar puede que sea la causa principal de ello. De todas maneras, no queremos crear ningún tipo de prejuicios sobre los Khmers, porque tampoco estuvimos el tiempo suficiente y consideramos que cada persona es distinta.

Definitivamente un gran ventaja de Camboya (para los turistas) es su no comercialización y una ligera occidentalización.

                                                   .................

Admitámoslo. Ir a países del tercer mundo es ir a hacer, lo que nosotros llamamos, “turismo de pobreza”. (In)conscientemente uno quiere ver suciedad, gente pobre,  niños jugando en el barro y animales desnutridos y soltar un “Oh, jod...”
Por qué? Quizás para sentirnos mejor? Para ayudar? Cada viajero tiene sus propias razones.
En estos países puedes quedar prendado de algo diferente a hoteles lujosos, galerías de arte, museos o fiestas locas. Los locales, su cultura y cocina son fascinantes.  Y hay mucha gente fascinada por lo visto en las estadísticas anuales de visitante en India, Latinoamérica, el sudeste asiático y África.

Durante estos viajes aprendes a apreciar lo que tienes.  Nos damos cuenta de que en Europa no te infectarás de malaria por el simple hecho de beber agua del grifo, por poner un ejemplo.

/ Trad. Javi






Next to Lao-Cambodian border

Lao-Cambodian border


Angkor Wat

Angkor Wat

Chinese tourists visiting Angkor











Cambodian noodles

CHECK OUT OUR VIDEOS ON FACEBOOK!!!!
---->>>  https://www.facebook.com/djmadeinchina